Jaki to język?

 

czyta mama Klaudii

 

czyta mama Kingi


 

         - Oti suise tristenbad pir maleste keste...

Na ulicach można było usłyszeć, jak mówiono w taki właśnie sposób. A ktoś odpowiadał:

         - Famiste ele pekaste doni...

 

   - W jakim oni języku mówią? - zadawali sobie pytanie turyści, którzy sporadycznie pojawiali się w tym kraju prawie zupełnie nieznanym.

 

      - Niemiecki to nie jest, ani tym bardziej francuski, czyżby to był japoński?

      - Ależ skąd, ja znam trochę język japoński, ani trochę go nie przypomina.

 

       Tymczasem przechodziła pewna pani i mówiła do syna:

- Odeze smeze trafiri arkunte... - a syn zgadzał się rozentuzjazmowany:

- Roe roe, kiri kirie!

   

   Jednym słowem, wszyscy rozumieli się doskonale, ale w jakim języku rozmawiali, tego żaden przybysz nie mógł odgadnąć.

     

     Rzecz ta trafiła do ucha pewnego sławnego profesora, znającego wszystkie języki świata, który, rozbudziwszy w sobie nadzieję na odkrycie mowy jeszcze zupełnie nieznanej, udał się natychmiast do tego kraju.

 

   Całymi tygodniami przysłuchiwał się ludziom, nagrywał na taśmę długie konwersacje, po czym, zamknąwszy się w pokoju hotelowym, badał je dzień i noc. Wysłuchał nagrań dziesiątki razy, porównał tę mowę z wszystkimi językami i dialektami na świecie, ale nic z tego, nie potrafił jej zrozumieć.

     - To nie babelijski, to nie jest tristański, ani semarfijski... - języki, jego zdaniem najtrudniejsze i najmniej znane.

  - Jaki to może być język? Podwoił wysiłki, zmniejszył o połowę godziny przeznaczone na sen. Czy to możliwe, że nie potrafiłby go rozszyfrować"? Ta tajemnica obsesyjnie go prześladowała. Ale pewnego dnia wyda okrzyk radości, bowiem wreszcie odkrył, na czym polegała tajemnica owego języka!

 

     To był naprawdę najbardziej fantastyczny język na świecie! Wybiegł na ulicę i zaczął zaczepiać wszystkich przechodniów.

- Purina tina trepestina! - wykrzykiwał. A tamci odpowiadali mu natychmiast: - Occiana tana tartana! - i wszyscy padli sobie w objęcia, były uściski dłoni, propozycje wypicia czegoś razem, rozumieli się doskonale.

- Piruletta ina sletta! - Slima otana!

 

   Profesor był zachwycony. Czuł, że dokonał swojego największego odkrycia, rozszyfrowawszy tajemnicę nadzwyczajnego języka, a jednocześnie bardzo prostego.

Chcąc mówić w tym języku i rozumieć go, należało jedynie wymyślać słowa, a każde słowo musiało być inne.

    

      „To nadzwyczajne odkrycie" napisał tego samego wieczoru w swoim pamiętniku "potwierdza definitywnie moją teorię, że chcąc się porozumieć nie jest konieczna znajomość języków, lecz chęć zrozumienia się".